środa, 19 października 2022

                                                                                                                   

 „CZARNE ŁABĘDZIE” CZYLI Z OKSYMORONEM W T(YTU)LE…

 

 Dlaczego nie należy lekceważyć tych wierszy? Ja mam szczególne powody, ale zacznę od fragmentu pierwszego z wielu tekstów zamieszczonych w świeżo wydanym tomiku poetyckim Ireny Tetlak o oksymoronicznym tytule „CZARNE ŁABĘDZIE” (Wydawca:WYDAWNICTWO AUTORSKIE ANDRZEJ DĘBKOWSKI ISBN – 978-83-955703-5-3© Copyright by Irena Tetlak, Printed in Poland, Zelów 2022).

Brzmi to tak: „…lilaki ozdobią niebawem ganek błękitnieje niebo forsycja uśmiecha się słonecznie w moim rodzinnym domu jest pełno miłości…”

Dlaczego tak zaczynam? Otóż proszę sobie wyobrazić, że – zamieszkując nieopodal – niemal codziennie przechodzę obok tego urokliwego domku w Radzyniu Podlaskim przy ul. nomen omen Zabielskiej (sic! panieńskie nazwisko autorki).

Do niedawna mieszkali tu sędziwi rodzice Ireny, Irki, Lilki (?) szkolnej mojej koleżanki, nie wiedziałem wtedy, że poetki o wrażliwości tak rzadkiej jak czarne łabędzie. Dziś to miejsce gościnne, bezpieczne i pełne miłości – jak w wierszu otwierającym tomik, optymistycznym,

…powrócą znów ptaki i ludzie z radością do własnego domu odgruzują pola ogrody i parki garścią pszenicy obdzielą obficie przetopią czołgi na wolności szalki udźwigną – poniosą świat w nowe życie” ale z każdym tekstem różnie to może wyglądać…. i wygląda!

Nastrój tych wierszy czarnieje bowiem, gdy zaczyna się ich pierwsza odsłona zatytułowana jako „Odezwa do obywatela na ziemi”. Ta poetycka odezwa to jest wołanie, dramatyczne i pełne beznadziei, bo – mówiąc słowami poetki – „niebo już zamknięte – a piekło dzieje się na ziemi.” To oczywiście nawiązanie do barbarzyńskiej agresji na Ukrainę, której poświęcony jest cały tomik. Chociaż w końcowej jego części powraca poetycka, bardzo osobista i czuła refleksja o przeszłości ciepłej i pogodnej i teraźniejszości trudnej do oceny z braku perspektywy i przyszłości niejasnej wprawdzie, lecz postrzeganej w barwach optymizmu… raczej.

Nie należy się więc spodziewać lukru i słodyczy także i w dalszych tekstach. Wersety przepełnione trwogą i pożogą, nastrajające złością wobec najeźdźcy. „to nie są górnolotne metafory niewinnym ludziom rujnujecie ich własny dom diabelskie stado – człekokształtne potwory…” czytamy i zgadzamy się z Autorką. To nie są delikatne przenośnie. To brzmi jak cięta inwektywa wymierzona biczem w twarz zbrodniarza. I tak jest w kolejnych realizacjach słowa niepięknego. Bo pięknie być nie może, gdy „czerwona swołocz co po trupach

szła i dalej idzie nie po swoje kolaboruje potajemnie bierze moje twoje życie zniewala jawnie a jakby potajemnie znów atakuje zabija…”

Jest to jednak także wołanie o pokój – ile ich było? Wołali poeci i papieże, zwykli ludzie i przywódcy, dorośli i dzieci. To jest także modlitwa, bo gdzie szukać ratunku, jak nie u Najwyższego? Gdy „ocean ludzi przecieka przez kordon ruskich czołgów”, słowa same przychodzą do głowy: „Boże oddal od nas ten kielich”.

Dalej pojawia się jednak także i nutka nadziei, bo przecież „życie nie przyzwyczai się do wojny”. Wyczuwam obecność całej gamy uczuć – taka jest moc liryki – ale nie wyręczanie Czytelnika jest celem tej refleksji.

Zostawmy zatem indywidualnemu odbiorowi „katów z Buczy tresowanych na krwawych wyprawach w kaźniach reżimów świata”. Niech słowo mocne i twarde utwierdzi nasze odczucie, niech wzmocni nasze pragnienia, niech stanie się podwaliną solidarności z mordowanym narodem. To jest bowiem podstawowe przesłanie tego czarnego tomu. Czarnego od ciemności rakietowych wybuchów nad Donbasem, Kijowem, Mariupolem, Tarnopolem… gdzie jeszcze?

Dla formułującego te nieporadne przejawy odczuć ważny jest bowiem warsztat, sposób obrazowania inny tu niż we wcześniejszych tejże wrażliwej Autorki – dużo pogodniejszych realizacjach skojarzeń słowa.

Mocne, ostre brzmieniowo i semantycznie zestawienia słów. Wspomniany wymowny oksymoron już w tytule całości, nie czas na wyszukane paralele, błyskotliwe epitety i żonglujące słowem personifikacje, gdy „teraz piekło pali granice ziemi.”

Mamy więc obraz wojny i zbrodni okrutny, namalowany wprost, bez ozdobników, przemawiający dosłownością realizmu, targający wyobraźnię i zmuszający do protestu. Pojawia się również wątek ukraińskiego heroizmu złożonego, a właściwie utopionego we krwi ofiar terroru. Ta poezja to także memoriał męczeństwa bohaterów i prostych ludzi. Niewinnych, dlatego nie czas na płacz - cz. II „Nie mam kiedy płakać” – jakże wymowny tytuł!!!

I uczucia nazwane expressis verbis: samotność, nienawiść, żal, tęsknota… „samotność jest taka ludzkajak ludzka jest miłość niewierność chęć zysku i zdrada tęsknota jest taka ludzka niedoskonała wyzuta z wzajemności choćby trwała sekundę umierasz cały bez mała. To perła słowa, kwintesencja wyrazu – takich w tym tomiku znalazłem więcej, wszystkich nie daję rady publicznie przetrawić. To jest poezja do przyjęcia cichego, samotnego, w towarzystwie poduszki tylko. To jest wyraz empatii potężny tak, że przytłacza i mobilizuje zarazem, lecz „zanim pojawi się kropka”, pojawi się nieśmiałe przesłanie optymizmu, bo – jako rzecze Poetka – „piszę wiersze optymizmem ukrytą w literach wiarą na lepsze przykrywam zmartwienia […] wszystko będzie dobrze a teraz zatańcz ze mną…”I chociaż „czarne łabędzie spadają z mocą pocisków […] poezjo dobrze że jesteś.”

Czytajcie przeto w samotności, dzielcie się publicznie, nie bądźcie obojętni na to słowo mocne i trwałe, dziś być może trącące doraźnością, ale z pewnością uniwersalne, ponadczasowe – jak powiedziałby stary belfer, gdyby nie było w nim odrobiny wrażliwego odbiorcy.

 

Andrzej Kotyła - autor recenzji

/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

    poproś o wiersz poetę   piękne są te wrześniowe dni słońce zaklęte w nawłoci na płocie suszy się wianek ziół z łąki  i złoci się już ni...