sobota, 24 listopada 2012



życie nie bądź jak chwiejny blady płomień


rozgrzewaj każdą mą tkankę
wejdź w krew w kości
przenikaj na wskroś
do szpiku
do czasu
do tchu

jedynie na moment targną nami dreszcze

niedziela, 18 listopada 2012










Wiosna

w drewnianym kościółku
tam na górce
za ogromnymi drzwiami
czekasz  stęskniony

szeptaniem
westchnieniem
śpiewem 
proszę
pobłogosław  mi Panie

wiosenną radością
spokojnie rozkwitam
jak kaczeńce
jak źdźbło trawy pierwszej

z kluczem ptaków frunę
lekko
kołyszę się 
szybuję po niebie
jak promyk  na wietrze


ostatnia łza

zmniejszają się odległości
maleją dystanse spłaszczają orbity
jeszcze tylko to co w nas trochę nasze
a poza nami
poniedziałek jak piątek z pauzą na week i end
hamuje uczucia odziera pragnienia ze wstydu
każde choć nagie to sięga do słońca
ciepło i światło
nie po to by ogrzać stopy rozpogodzić czoło
w tej atmosferze
zbryla się  świadomość jak meteor
wypala się dusza wypada z ciał
nic
już nie krąży normalnie
w linii prostej spada
jak kropla
deszczu
ginie
.


plany na przyszłość

może powinnam wyjechać do Grecji
ale tam teraz taki kryzys  słońce się oddala
a tobie coraz  bliżej (tak mówisz) do spokojnych plaż
czekasz już tylko na bilet w  wieczną stronę

pędzę wciąż jak szalona

lecę po świeże bułki z rana do pracy potem na badania
wieczorem  spokoju szukam w stęsknionym domu
i wcale nie wiem gdzie znika  skurczony czas
może bawi się w chowanego leży pod poduszką

poczekaj znajdę cię szalony

upiekę pyszną szarlotkę zaraz zaparzę zieloną herbatę
pogadamy nareszcie  o tym co nas cieszy a nie boli
ten jeden raz usiądźmy  przy  dębowym stole 
w zdumieniu zapatrzmy się w siebie
przed podróżą


tv noir

szklanym okiem widzi pełno końców świata sodom i gomor
dostrzega ogień piekła rozpętanego przez pomyleńców
łapie w stopklatkę wybuch bomby podłożonej na stacji metra
intensywnie przerywa włączające się do akcji reklamy
uspakajające błękitem oceanu przesłanym w ofercie biura podróży
w pakiecie wraz z tsunami wstrzymuje loty i oddechy
potem już tylko bezkarnie rozpływa się na umytą podłogę
fot.Irena Tetlak





La Flamenca

Miłość jest wszystkim co mamy
i wszystkim czego nam potrzeba
a gdy zabraknie  kogo kochamy
to serce dumkę  w nas śpiewa

Miłość wszędzie jest taka sama
nawet  tu na Calle San Fernando 54
w falbanach emocji gości
w Taberne del Arte „La Flamenca”

Gdy śpiew kochanka ją budzi
rozchyla wachlarz pragnień
obcasem ogień rozpala
w barwach namiętności  wiruje

Ach ta jej  koronkowa sukienka





fot.Irena Tetlak




pragnienia

jesteśmy tacy dojrzali
że odczuwamy większość

nie używając wszystkich zmysłów

jesteśmy tacy samotni
ze niektóre wręcz nas dotykają

wtorek, 13 listopada 2012


fot.Irena Tetlak

błękitny skrzypek w Thyssen-Bornemisza

jak baletnica wiruje lekko na palcach
wspina się po cyrkowej cienkiej linie
by nie zakłócić dziecinnej radości
młody byczek wciąż marzy o pięknej dziewczynie
koloryt obrazów w dźwięku wyśniony
kusi płomiennym bukietem i białym welonem
witebska opowieść wabi czarem
korzenie sięgają bruku krzyża i obłoków
wiatr rozwiewa pejsy
zdejmuje kapelusze
poezja przemyka madryckim bulwarem
mieszają się dwa światy
w siódmym niebie Bella z Chagallem
falują wolnością wieczni kochankowie
a niebieskie skrzydło z zegarem
stoi jak wryte

bo nawet czas dziś tutaj stanął na głowie

piątek, 9 listopada 2012



 
fot.Irena Tetlak




oniryczny poranek

nad gorącą filiżanką znaki
zapytania. krążyły w rytmie smooth.
ledwie dotykały codziennych spraw,
czarna kawa działała jak przytulenie.

redaktorka w tv powiedziała jestem
szczęśliwa. zabiła raka siłą woli.

ciśnienie poszło w górę. pogoda
ducha w nadmiarze. we mnie
gejzery optymizmu, esy floresy.
fruwałam.

czwartek, 8 listopada 2012



Santa Cruz (Atocha )

dzwony wygrywają melodię
góralu czy ci nie żal

budzę się ze zdumieniem
otwieram okiennice
wpuszczam za próg nowy dzień
znów pełen niespodzianek
podobnie jak madryckie ulice
w nich wiele tajemnic
naszych i nie naszych bajek

poniedziałek, 5 listopada 2012



fot.Irena Tetlak

 

gdzieś tam nad Adriatykiem


szczyty i pagórki porośnięte lasem
magnolie smukłe  jak strzeliste tuje
a obok liście laurowe na wyciągniecie ręki
pojawiają się czasem

pinie  jak stoły na wysokich nogach
z bogactwem nieba na zielonym blacie
w ich cieniu bielą się  kolumny
z utraconym dachem

wśród historii wykutej w kamieniu
zachwycają jak białe róże
w ogrodzie westalek  niewinność
i zapach snujący się  po murze

opodal zwrócone ku słońcu akanty
cieszą oczy
białe, różowe, fioletowe
ogromne kuliste oleandry

soczyste kaktusy
agawy jak przecinki w zdaniu
zjawiają się wypielęgnowane starannie
winnice i  oliwkowe gaje

dojeżdżając do miasta
na balkonach rozkwita barwami
trzepoczące na wietrze pośród pelargonii
pranie

tyle piękna w koło  i jeden smutek
wybrał sobie palmy

a one bezbronne, nagie
stoją jak wbite w kanał pale
tracąc swe przepiękne  pióropusze
to coś zżera je od środka


aż wyssie z  nich  dusze.

fot.Irena Tetlak


Jabłonie


zrywając stokrotki chabry i kąkole na zielonej łące
splatały ręce włosy i wianki pachnące biegały beztrosko
wkoło malinówki rosnącej niedaleko koszteli chowały się słodko za pnie
wskakiwały na huśtawkę bujały się  wysoko by sięgnąć korony
choć w rękach jeszcze wiśnie i napęczniałe maliny tryskające soczyście prosto z krzaka
napełniały całe garście podrapane agrestem z babcinego chruśniaka wybiegały
klaszcząc  w dłonie kręcąc się jak frygi  bo sad był ich teatrem

oczami uśmiech dzieliły  bez słowa zwyczajnie iskrzyły  na migi
rozgrzane słońcem zabawą melodyjnie deklamowały  sobie wiersze
a z umorusanych sokiem buzi  radośnie rozbrzmiewały strofy  :
 wiosna, wiosna idzie radosna
pachnące kwiecie rzuca po świecie
za nią dziewczyna 
kroczy
każda po kilka dorosłych zdarzeń pobiegła w swą stronę
po latach znów wiersz się plecie  tym co mają w sobie
jedna drugiej  podpowiada słowo po słowie
bo owoców sie nie zapomina  z tamtego ogrodu
powraca pyszny smak aż słodycz czuję się w ustach
i zapach   wielobarwnych kwiatów znów nęci
bukietami tkanymi jak w  folkowych chustach.


fot.Irena Tetlak




Woody Allen był w raju przed detektywem*


wczesnym czerwcowym popołudniem 2011 roku we Florencji
gdy spotkałam się z Dante Alighieri też zapomniałam języka w gębie

a mogłam  mu powiedzieć, że Włosi go uwielbiają- teraz tak sobie myślę
smażąc racuszki z jabłkiem i śliwkami

dobrze też pamiętam jak Michał Anioł  uniósł mi oczy ponad sklepienie
gdy  drżącymi dłońmi  sięgałam ledwie stóp Dawida

jestem Rzeźbiarzem powiadał i kochał fach nie mniej niż Rodin  -tak myślę
sobie smażąc racuszki z jabłkiem i śliwkami

dlatego  wiem  jak się czułeś Gil* o północy w Paryżu
konwersując z Hemingwayem  jak równy z równym mimo różnicy wieku

miałam wówczas podobne skojarzenia i głupią minę
a teraz tak sobie myślę jedząc racuszki  posypane cukrem pudrem

niesamowita podróż  - masz wyobraźnię człowieku.



* postaci z filmu Woody Allena O północy w Paryżu 


po drugiej stronie      (Atocha)                                                                   

vis a vis sklepiku z  kolorową włóczką
markowy sklep z puszystymi dywanami
a na szarym betonowym chodniku kłębią się nerwy
to jakiś dziwaczny zbieg okoliczności
dotknięci kryzysem wiją się jeden za drugim
jak splątane nitki wełny szukają wyjścia
oczekują na pokrzepienie
od rana w kolejce do Santa Cruz
przychodzą  po paczki
jak do świętego mikołaja
nie nazywają się żebrakami
ten stan dotyczy zbyt wielu
ale to nie oni mają pakiet kontrolny
(paradoksalnie)
chyba na szczęście dla siebie


fot.Irena Tetlak

 

Atocha - skąd dokąd                                   


biegnie w dwu kierunkach
przecina Paseo del Prado
raptem wskakuje do pociągu
ave odwracam się i nadal biegnie
słyszę jej wesoły gwar
jak pozostałe zatrzymuje się ledwie na sjestę
choć dudni głośnym echem
niedawnym stukotem młota pneumatycznego
rozrywającym jej powierzchnię
dźwięczy piskiem opon i klaksonów
na oślep świdrującym ciszę

za zamkniętym oknem
odpoczywam


fot.Irena Tetlak

Anick wciąż tańczy w teatro real                              


światłoczułymi dłońmi
nalewa herbatę do filiżanki
gładzi tiulowe fałdki
przysiada obok okna
na plaza de isabel płynie czas
wstrzymuje się między
polotem a gestem
niczym porcelanowa lalka
wkomponowuje się zgrabnie
w scenerię pełną bibelotów
lustrzane ściany pokoju absorbują
słońce urodzone do tańca
utrwalone blaskiem flesza
balet i baletnica
i dekady w albumach
a jej stopy jak wieża eiffla
wsparte na szpilkach
unoszą 
w podniebnych piruetach